Czy jeszcze za naszego życia część bloków z lat 50. i 60. XX wieku trzeba będzie rozebrać, bo ich stan zagraża katastrofą budowlaną? Czy wybuch gazu na parterze może spowodować, że blok złoży się jak z domek z kart? Rozprawiamy się z najczęstszymi mitami dotyczącymi budownictwa z wielkiej płyty.

Przez prasę w marcu kolejny raz przelała się fala alarmujących artykułów. „Wielka płyta może runąć!” – krzyczał tytuł w jednej z codziennych gazet. Dziennikarze zadawali to samo pytanie: kiedy wielka płyta zacznie się rozpadać? Ten strach jest zrozumiały. Publicyści przywołują stosowane w budownictwie pojęcie okresu użytkowania. Projektując bloki mieszkalne z wielkiej płyty przyjęto, że okres ten wyniesie 50–70 lat. A skoro pierwsze takie osiedla zaczęły w Polsce powstawać w latach 50. XX wieku, dziennikarze policzyli, że ten czas nadchodzi, a mieszkańcom zagraża niebezpieczeństwo.

Na pytanie, kiedy zaczynamy wielkie wyburzanie, eksperci odpowiadają dobitnie: nieprędko. Ów projektowany okres użytkowania nie jest równoznaczny z czasem życia budynku, to teoretyczne założenie projektantów polegające na przyjęciu, że wszystkie instalacje budynku muszą wytrzymać, dajmy na to, 50 lat. Każdy budynek przechodzi jednak przez ten czas naprawy, remonty i modernizacje, które automatycznie ten okres wydłużają. Wymieniana jest stolarka okienna, rury wodne oraz kanalizacyjne, płukane są grzejniki. W efekcie bloki z wielkiej płyty wytrzymają jeszcze co najmniej sto lat, licząc od dziś.

Obiegowa opinia mówi o blokach z wielkiej płyty jak o domkach z kart, które mogą runąć w wyniku wybuchu gazu. Dr inż. Jarosław Szulc z Zakładu Konstrukcji i Elementów Budowlanych Instytutu Techniki Budowlanej w Warszawie określenie „domki kart” wyjątkowo irytuje. Bo jak mówi, w Polsce wiele razy dochodziło do wybuchów gazu, a konstrukcja budynków nie została naruszona. Zniszczenia zawsze miały lokalny charakter, na przykład eksplozja uszkadzała dwa sąsiadujące ze sobą lokale. Mieliśmy tylko jeden poważny wypadek – w 1995 roku wybuch gazu w Gdańsku zniszczył całą dolną kondygnację, w wyniku czego budynek się przechylił. Ale i wtedy można było bezpiecznie wyprowadzić ludzi, a blok się nie złożył. Szulc oglądał niedawno filmowy zapis prób rozbiórki bloku z wielkiej płyty w Sewastopolu. Rosjanie podłożyli ładunki, zdetonowali je, eksplozja zrujnowała całe piętro, a budynek stał dalej. Wniosek jest prosty: taki blok nie tylko niełatwo zniszczyć, ale nawet rozebrać. Szulc przyznaje, że sam uczestniczył w pracach rozbiórkowych bloków z wielkiej płyty w Polsce, które deweloperzy burzyli pod nowe inwestycje. Okazywało się, że kilkudziesięcioletnie budynki były w świetnym stanie. Prace były trudne, wymagały angażowania ciężkiego sprzętu.

Technologia modułowa

Według rozmaitych szacunków dziś w Polsce jest ponad 4 mln mieszkań w budynkach z wielkiej płyty, mieszka w nich 15–20 mln osób. Warto jednak pamiętać, że nie każdy blok z lat 60. to wielka płyta, poza tym samych systemów wielkopłytowych wymyślono kilka. Klasyczna technologia powstawała w latach 60. i 70. i polegała na tym, że budynki tworzono w technologii modułowej. Elementy do złożenia produkowano w tzw. fabrykach domów. A że transport ciężkich kilkutonowych elementów był trudny i kosztowny, fabryki domów lokalizowano w pobliżu wielkich inwestycji mieszkaniowych. W Warszawie powstał system WUF-T (Warszawska Uniwersalna Forma – Typowa), w Szczecinie – „Szczeciński”, w Poznaniu systemy „Winogrady” i „Rataje”, we Wrocławiu WWP (Wrocławska Wielka Płyta), w Łodzi – „Domino”. Był też „Leningrad” – specyficzny rodzaj budynków stawianych w Polsce w latach 80. z elementów przywożonych koleją z ZSRR na zamkniętych obszarach jednostek Północnej Grupy Wojsk Armii Radzieckiej. Budynki tego typu stoją m.in. w Świnoujściu, Legnicy, Zgierzu, Świętoszowie czy Białymstoku.

W latach PRL stawianie bloków faktycznie przypominało konstruowanie domków z kart. Ale te karty zostały ze sobą bardzo mocno powiązane. Dr Szulc przywołuje tu matematyczną prawidłowość, że trójkąt jest figurą mającą geometryczną niezmienność. Analogicznie blok z wielkiej płyty – wszystkie elementy, z których został stworzony, wszystkie złącza tych elementów, są na tyle mocne, że cała konstrukcja jest solidna i wytrzymała.

Spadające elewacje

Kolejny argument przytaczany w codziennej prasie: w PRL budowano szybko i byle jak. Moduły z fabryk domów przyjeżdżały uszkodzone, obtłuczone. Poza tym wszystkie elementy się starzeją. Korodują metalowe wieszaki płyt elewacyjnych. I z tymi zarzutami inżynierowie z Instytutu Techniki Budowlanej polemizują. Podkreślają, że problemów ze ścianami nośnymi bloków z wielkiej płyty jak dotąd w Polsce nie było. One są w bardzo dobrym stanie. Natomiast to prawda, że budowniczowie w PRL, aby zmniejszyć koszty, zastępowali wieszaki elewacyjne ze stali nierdzewnej takimi ze zwykłej stali, która w środowisku wilgotnym koroduje. Ale problem dotyczy tylko niektórych budynków i tylko elewacji. Aby go rozwiązać, wystarczy wprowadzić dodatkowe kotwy, które połączą warstwy wewnętrzną i zewnętrzną.

A pęknięcia na starych elewacjach? Czy to nie dowód na to, że beton kruszeje? Zjawisko, zdaniem dr. Szulca, dotyczy tylko zewnętrznej warstwy, elewacyjnej. Zarysowania nie są wynikiem błędu systemowego. To raczej kwestie losowe, przypadkowe. Może wieszaków na elewację zastosowano za mało, może tolerancja montażu była nie taka jak trzeba. W każdym razie nie są to wady konstrukcji nośnych. Nawet zarysowania w złączach nie mają znaczenia dla bezpieczeństwa.

Pod koniec lutego telewizje pokazywały nagranie z kamery monitoringu, jak silny wiatr zrywa z bloku na warszawskim Ursynowie dużą część elewacji ściany szczytowej. Odłamki uszkodziły trzy zaparkowane samochody. Okazało się, że odpadł fragment dodatkowego ocieplenia położonego w ostatnich latach. Wiele wskazuje na błędy wykonawcy prac. Takie katastrofy oczywiście nie mają prawa się wydarzyć, ale ta na Ursynowie to kolejny dowód na to, że kłopoty bywają przede wszystkim z elewacjami bloków z wielkiej płyty.

Samowolki mieszkańców

Jest jednak jeden czynnik zwiększający potencjalne zagrożenie. To sami mieszkańcy. Wybijają dodatkowe drzwi w ścianach działowych, czasem w ogóle te ściany likwidują. Robią to na własną rękę, bez zgłaszania nadzorowi budowlanemu. Co prawda nie mieliśmy jeszcze w Polsce ani jednego przypadku katastrofy spowodowanej samowolnymi przeróbkami, co nie zmienia faktu, że wykuwanie otworów może osłabić konstrukcję budynku. Ściany działowe w środku mieszkania też mogą być nośnymi. Bloki zaprojektowano według określonych założeń i wytrzymałość konstrukcji została policzona dla takiego, a nie innego układu pomieszczeń. Instytut Techniki Budowlanej swego czasu wydał serię zeszytów informacyjnych dotyczących budownictwa wielkopłytowego. W jednym z nich tłumaczył zagrożenia związane z wykuwaniem nowych otworów. Pokazywał też, jak można to robić, żeby zachować bezpieczeństwo. Bo oczywiście pewna ingerencja w konstrukcję jest możliwa. Ale prace musi zaplanować i zrealizować tylko ktoś mający wiedzę – uprawniony projektant, konstruktor. Inaczej do przeróbek podchodzi się w budynkach murowanych, a inaczej w blokach z wielkiej płyty, tylko konstruktor wie, jak rozchodzą się siły wewnętrzne w sytuacji naruszenia struktury budowli.

Strach lokatorów wielkiej płyty bierze się też stąd, że z upływem lat instalacje w budynkach zaczynają szwankować. Bo skoro rury przeciekają, okna się wypaczają, to i stan całego budynku może budzić zastrzeżenia. Narzekania na pewno nie wynikają jednak z założeń systemowych budownictwa wielkopłytowego. Raczej z niedogodności natury funkcjonalno-użytkowej. Pewne mankamenty budynków to z pewnością efekt niechlujstwa budowniczych, gdy na przykład ściany nie schodzą się pod kątem prostym. Ale to też pochodna pewnych założeń – nadrzędnym celem PRL-owskiego budownictwa było oddawanie do użytku jak największej liczby mieszkań. A skoro tak, to nie mogły być one ani duże, ani komfortowe. Raczej skromne, takie same dla wszystkich, o zbliżonym standardzie. Projektanci nie zajmowali się problemem oszczędzania energii, nie zastanawiali nad parametrami akustycznymi okien, w blokach czteropiętrowych nie instalowano wind, a wąskich klatek schodowych nie przystosowywano dla potrzeb osób niepełnosprawnych. Te niedogodności są charakterystyczną cechą wielkopłytowego budownictwa. Co ciekawe, nieszczelne okna były zamierzone… Gdyby dziś okna z tworzyw sztucznych dokładnie pozamykać, wentylacji w mieszkaniach w ogóle by nie było. A brak cyrkulacji powietrza stworzyłby zagrożenie dla bezpieczeństwa. Dlatego mieszkańcy bloków z wielkiej płyty powinni zostawiać rozszczelnione okna. Ot, taki urok tego budownictwa.

Wielkie badanie wielkiej płyty

Na koniec warto zadać pytanie, czy takie bloki da się modernizować? Instytut Techniki Budowlanej spróbuje w najbliższym czasie poszukać odpowiedzi na pytanie, co jest możliwe do zrobienia w budownictwie wielkopłytowym w ramach obszaru technicznego. Nie zajmie się estetyką, tylko bryłą. Sprawdzi, czy bloki można wyposażyć w windy, choćby zewnętrzne. Czy można bezpiecznie łączyć mieszkania w poziomie wybijając dodatkowe otwory. Czy możemy wybijać części stropów, tworząc dwukondygnacyjne apartamenty. Policzy zapas nośności budynków, aby sprawdzić, czy da się dobudowywać dodatkowe piętra na przykład ze spadzistym dachem. Wszystko po to, aby poprawić standard mieszkań.

Czy sprawdzi też przy okazji jakość materiałów użytych w PRL do budowy bloków? Instytut przyznaje, że współtworzył kiedyś wielką płytę i – co dobitnie podkreśla – od dziesiątków lat bada jej trwałość. Dr inż. Jarosław Szulc poleca lekturę rejestru katastrof prowadzonego przez Urząd Nadzoru Budowlanego, można w nim poczytać o przyczynach wypadków budowlanych. Katastrof i awarii w blokach z wielkiej płyty było niewiele. To pojedyncze przypadki, właśnie takie, jak wybuchy gazu, zazwyczaj wynikające z działania ludzi: błędów w użytkowaniu instalacji albo niesprawnej wentylacji.

Program badawczy ITB dotyczący budownictwa wielkopłytowego ma jeszcze jeden ważny cel: stworzenie wzorcowego modelu przeglądu stanu technicznego budynku, chodzi o opracowanie procedury i zestawu wskaźników, aby pomóc technikom – pracownikom administracji – którzy potem będą tych przeglądów dokonywać.

Reasumując: czy w najbliższym czasie cena rynkowa mieszkań w blokach z wielkiej płyty spadnie? Na cenę wpływa wiele elementów, obiektywnych i subiektywnych. Są miłośnicy mieszkań w takich blokach, inni z kolei zarzekają się, że nogi by tam nie postawili. Ale jeśli założyć, że istnieje prosta korelacja pomiędzy stanem technicznym budynku a jego ceną, to cena spadać nie powinna. Agencje pośrednictwa nieruchomości przyznają zresztą, że pustostanów w blokach w zasadzie nie ma, to najpłynniejszy rynek wtórny. Po prostu – ludzie chcą mieszkać w blokach.

 

Autor: Sławomir Bukowski

 

 

Scroll to Top